Naszą wyprawę zaplanowaliśmy kilka dni wcześniej. Początkowo chcieliśmy zdobyć Śnieżnik, jednak gdy dowiedzieliśmy się, że tego samego dnia pojedzie darmowy pociąg Wrocław -Jelenia Góra, a następnego dnia wieczorem darmowy pociąg powrotny zweryfikowaliśmy plany i „padło” na Karkonosze – pisze Igor Przegrałek.
Był chłodny, pochmurny poranek. Wysiedliśmy z Martą z tramwaju linii nr 9 i weszliśmy do hali dworca Wrocław Główny. Przy peronie trzecim czekał już na nas „pociąg specjalny” do Jeleniej Góry, a w środku piątka naszych znajomych. Tym razem towarzyszyli nam Gala, Boczek, Daria oraz Piotrek ze swoją dziewczyną Hanią. Pociąg, którym podróżowaliśmy to nowy nabytek Kolei Dolnośląskich – „Impuls”, znany jako pierwszy polski skład przekroczył prędkość 200km/h*. Pociąg był darmowy, a na pokładzie dostaliśmy krówki oraz tekturowe miniaturki pociągu, w ten sposób KD chwaliły się swoim nowoczesnym taborem.
W Jeleniej Górze byliśmy koło południa. Spod dworca głównego autobusem linii 15 dostaliśmy się do Przesieki. Stamtąd ruszyliśmy szlakiem żółtym w kierunku Borowic. Po kilkudziesięciu metrach postanowiliśmy zmienić szlak na zielony, aby przejść koło wodospadu, do czego zachęcał nas drewniany drogowskaz. Szlak prowadził przez niewysokie szczyty malowniczą ścieżką wzdłuż potoku.
Pierwszą przerwę zrobiliśmy w Borowicach. Po uzupełnieniu zapasów żywności w miejscowym sklepie wyruszyliśmy szlakiem żółtym na Polanę. Szybko okazało się, że nie wszyscy odzyskali swoją kondycję po zimowej przerwie. Hania i Piotrek ciągle zostawali w tyle i często przychodziło nam na nich czekać.
Podczas jednej z naszych poprzednich wypraw dla urozmaicenia podróży wprowadziliśmy zabawę w granat**. Przyjęła się ona bardzo szybko i od tego czasu towarzyszyła każdej naszej wyprawie. Tym razem oprócz „Garantu” dołożyliśmy zabawę w „Stonkę”***. Pierwsze „uwagi” posypały się już za Borowicami.
Po dotarciu na Polanę okazało się, że szlak niebieski prowadzący do Schroniska Samotnia, gdzie mieliśmy spać tej nocy jest zamknięty. Ruszyliśmy więc drogą z kostki granitowej na której panował spory ruch turystów. Bardzo rozbawił nas Boczek, który zaczepiał mijanych podróżnych pytaniem: „Przepraszam bardzo, jaki dzisiaj jest dzień?’ po czym po ich odpowiedzi zaczynał śpiewać „Dobry dzień, dobry dzień. To Twoje radio hello…”.
Spacer pod Samotnię zakończyliśmy krótką zabawą w berka.
To była nasza pierwsza wizyta w Samotni i niestety chyba ostatnia. O ile pokój bardzo nam się spodobał (pomimo twardych łóżek), nie przypadł nam do gustu fakt, że za każdy kubek wrzątku pobierano opłatę. Nie spodobało nam się także to, że w schronisku jest tylko bufet, pomimo, że na stronie internetowej był wyraźnie zaznaczone, że do dyspozycji gości jest również kuchnia otwarta.
Po zjedzeniu kolacji poszliśmy na spacer pod Dom Śląski i z powrotem robiąc pętlę do miejsca noclegu (szlaki: niebieski do Domu Śląskiego, a następnie szlak czarny przez Kopę i Biały Jar).
Następny dzień obudził nas mgłą i śnieżycą za oknem, opowieściami Boczka i Hani o swoich snach oraz silnym bólem mojej szyi, który nie chcąc mnie opuścić przez cały dzień, sprawiał, ku uciesze mojej drużyny, że poruszałem się trochę jak robocop.
Krótko po śniadaniu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Zeszliśmy z powrotem do Polany, skąd szlakiem zielonym podążaliśmy do Odrodzenia. Tego dnia od samego początku Piotr z Hanią szli wolniej od pozostałych. Nasz marsz dodatkowo spowalniała pogoda. Pięliśmy się po drewnianych pomostach nad torfowiskiem coraz częściej tracąc z oczu naszą „parkę”. Spotkaliśmy ich wreszcie, po długim oczekiwaniu na rozwidleniu szlaków. Nie wyglądali na szczęśliwych, a pierwsze ich słowa jakie usłyszałem to „wracajmy do miasta”.
Zarządziliśmy przerwę w Odrodzeniu. Podczas drugiego śniadania, postanowiliśmy sprowadzić nasze czarne owieczki do Przesieki najkrótszą drogą, a następnie ruszyć na zamek w Chojniku. W tym celu poszliśmy szlakiem niebieskim, który prowadzi stromą, asfaltową drogą wprost do Przesieki. Absolutnie nie polecam tego szlaku, gdyż nie jest wygodny dla nóg, ze względu na twarde podłoże oraz niszczy klimat chodzenia po górach (człowiek czuje się trochę jakby chodził po parku Szczytnickim, a przecież nie po to wydaje się tyle pieniędzy, żeby czuć się jak w mieście).
Po wyjściu z Odrodzenia nasza parka mocno wyrwała do przodu, tak że nie mogliśmy ich dogonić. Zdziwiło nas to o tyle, że jeszcze przed chwilą nie byli wstanie chodzić. Spotkaliśmy się dopiero na dole, w wiosce, gdzie wczoraj zaczynaliśmy wycieczkę. Zostawiliśmy ich na przystanku, a sami ruszyliśmy na Chojnik. Podczas marszu wyliczyliśmy, że mamy 150 minut drogi, przez co niestety spóźnimy się na nasz pociąg „specjalny”.
Na szczęście pałeczkę przewodnika przejęła Daria, która zawsze ma dobrą kondycję fizyczną. Narzuciła bardzo duże tempo. Pomimo, że pędziliśmy jak szaleni powoli traciłem wiarę w nasze możliwości. Przecież w piątek wstaliśmy wszyscy po całym tygodniu od biurek, a dziś mamy zrobić trasę po górach szybciej niż przeciętny turysta? Jak widać tak, po prostu nie mieliśmy wyjścia.
Szlak znów wiedzie nas malowniczą ścieżką to przez łąki to przez lasy, przez wioski, raz w górę raz w dół. Każdy z nas skupia się na drodze. Prawie nie rozmawiamy, tylko pędzimy goniąc się wzajemnie. Na Chojnik docieramy dużo przed czasem ale to dopiero 2/3 drogi.
Wspinamy się po stromych kamiennych schodach, mijamy mur zamku i już pędzimy w dół do miasta. Będziemy musieli tu kiedyś wrócić i go zwiedzić, dziś jednak nie ma na to czasu. Schodzimy do Jeleniej Góry szlakiem czerwonym. W pewnym momencie rozrywam pokrowiec od śpiwora. Z niepokojem sprawdzamy która godzina. Nie ma czasu do stracenia. Szybko próbuję załatać dziurę. Pomaga mi Daria, reszta idzie dalej. Później gonimy ich zbiegając na łagodniejszych odcinkach. Spotykamy się na rozwidleniu szlaków. Czerwonym pędzimy do miasta. Na zegarku 16:30. Za godzinę i piętnaście minut ucieknie nam pociąg. Mijamy pierwsze zabudowania, z trudem odnajdując oznaczenia szlaku to na słupach, to na barierkach.
Wreszcie docieramy na przystanek. Nie ma tu żywej duszy. Sprawdzam rozkład. Autobus na dworzec PKP o 16:46. Nerwowo spoglądamy na zegarek Darii. Na tarczy 16:45. Zdążyliśmy. Ze zmęczonych twarzy biją uśmiechy. Wyrażają naszą radość i satysfakcję. Udało nam się pokonać trasę w zaledwie 80 minut. Na dworcu PKP jesteśmy dużo przed czasem. Pociąg już na nas czeka. Wsiadamy i z żalem żegnamy Jelenią Górę. Musimy tu wrócić jak najszybciej. W końcu jeszcze tyle jest tu do zobaczenia…
* Elektryczny Zespół Trakcyjny Newag Impuls 31WE – w nocy z 18 na 19 lutego 2013 podczas testów na Centralnej Magistrali Kolejowej osiągnął prędkość 201,4 km/h. Jako pierwszy wyprodukowany w Polsce EZT.
**Granat – gra terenowa, w której każdy z graczy posiada do wykorzystania ustaloną liczbę „granatów”, które może „rzucić” poprzez wypowiedzenie słów „Uwaga granat!”. Zadaniem pozostałych osób jest jak najszybciej paść na ziemię, przegrywa osoba która położy się jako ostatnia lub nie zrobi tego wcale, ma ona do wykonania karne zadanie, wymyślone przez rzucającego. Osoba rzucająca granat nie pada, tylko obserwuje resztę.
***Stonka – zasady takie jak w granacie z tym, że trzeba położyć się na plecach machając odnóżami w różne strony
tekst i zdjęcia: Igor Przegrałek