Przybywając w tym roku do Las Vegas, znów zapomniałem, że nie jestem milionerem. Ten chwilowy zanik pamięci okazał się dość kosztowny w skutkach. Pomyślałem jednak, że szkoda czasu aby zamartwiać się o pieniądze, w końcu nie codziennie bywa się w takim miejscu jak Vegas -pisze podróżnik Artur Kołpak.
Przechadzając się po kasynach i drogich hotelach. doszedłem do wniosku, że pobyt w Vegas może mieć doskonałe działanie terapeutyczne. Myślę tu o osobach, które w swoich krajach weszły w posiadanie kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu milionów w dowolnej walucie. Jeżeli takim osobnikom wydaje się, że są w związku z posiadanym majątkiem kimś wyjątkowym to tu czeka na nich lodowaty prysznic. W światowej stolicy hazardu i wszelkiej rozrywki rozpłyną się w tłumie bezimiennych milionerów z całego świata.
Tysiące bogaczy zasiada w tym przedziwnym mieście w najdroższych restauracjach, rozbijają się super nowoczesnymi autami i przegrywają zapierające dech ilości pieniędzy w kasynach w ciągu zaledwie jednego wieczoru. Ale mimo tych wysiłków wcale nie wyróżniają się z tłumu.
Vegas doskonale przycina wybujałe ego bufonów i zarozumialców. Tu płacąc niebotyczne ceny, stają się tylko którymś tam tysięcznym numerem pokoju w luksusowym hotelu, lub bezimiennym klientem w olbrzymiej luksusowej restauracji.
Nie da się bowiem w tym mieście zaimponować drogim markowym zegarkiem, samochodem, garniturem czy kosztownym wyrobem jubilerskim. Tu każdy ma drogi zegarek i brylanty. Las Vegas to najbardziej demokratyczne miasto świata. Tutaj luksus jest dla mas, dla każdego. Wszystko bez ograniczeń, w najlepszym gatunku i dowolnej ilości. Trzeba spełnić tylko jeden jedyny warunek. Trzeba być przynajmniej milionerem, choćby takim najbiedniejszym z milionerów.
tekst: Artur Kołpak
zdjęcia: Michał Cessanis & visitlasvegas.co.uk