– Imię ojca. Imię matki. Miejsce urodzenia. Miejsce zamieszkania.
Podaję wszystkie dane, a bardzo przystojny sierżant brazylijskiej armii wpisuje je do komputera. Po raz drugi tego ranka, bo pół godziny wcześniej inny sierżant zadawał mi te same pytania w porcie i wpisywał je do swojego komputera.
– Cel podróży?
– Amazonka.
– Sposób przemieszczania się?
– Różne łodzie i statki – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Co się trafi.
Przez minione dwa tygodnie płynęłam już łodzią towarowa z ładunkiem karmy dla kur, motorówką wojskową, statkiem, łodzią pasażerska i drewnianym czółnem.
Sierżant studiuje mój paszport, drugi żołnierz robi mi oficjalne zdjęcie, wszystko odbywa się w rytmie odpowiednim do pogody, czyli bez pospiechu, powoli, w przyjaznej atmosferze.
Ksero paszportu, jeszcze raz sprawdzenie danych i w końcu jestem wolna.
– Tędy – mówi sierżant i wskazuje drogę.
Idę posłusznie za nim, ale z coraz większym wahaniem. Wstałam o czwartej rano, przez kilka godzin płynęłam w otwartej lodzi, spalona przez słońce, głodna, zmęczona. A żołnierz nie prowadzi mnie z powrotem do portu, gdzie zostały wszystkie moje rzeczy, tylko małą ścieżką za budynek.
– Dokąd idziemy? – pytam w końcu nieśmiało.
Sierżant zatrzymuje się, otwiera drewniane drzwi, odwraca się do mnie i mówi:
– Na obiad! Moja żona bardzo chciała cię poznać!
Aaaaaa!!! Kuchnia, talerze na stole, jest nawet prysznic i czysta woda! Mogę się wykapać! Od tygodnia nie jadłam porządnego posiłku i kąpałam się tylko w rzece. Aaaaaaaaaa, bosko!!!!!!!!
A żona sierżanta dodaje:
– Mąż mi powiedział, ze przypłynął ktoś z bardzo daleka i szuka hotelu. Możesz zamieszkać u nas!
I tak właśnie trafiłam do domu sierżanta Gi i jego żony Karine. Oboje mają po dwadzieścia kilka lat, są niesamowicie sympatyczni i ciekawi świata. I to dzięki nim dzisiaj po raz pierwszy od dwóch tygodni mam dostęp do Internetu!! Obiad! Czyste łóżko!!!! Aaaaaaa, życie jest piękne!!!
tekst i zdjęcia: Beata Pawlikowska
Czytaj więcej: Beata Pawlikowska: wyruszam w samotną podróż do Amazonii