Moją podróżą życia była wyprawa-niespodzianka do Edynburga – pięknego miasta, które do tej pory podziwiałam jedynie na zdjęciach w Internecie. Był to urodzinowy prezent od chłopaka. O tym, gdzie dokładnie lecimy dowiedziałam się dopiero na lotnisku, gdy wręczył mi bilet – pisze Sylwia Waszewska.
Byłam bardzo wzruszona. W stolicy Szkocji spędziliśmy tydzień. Nocowaliśmy u Stefana, poznanego przez portal couchsurfingowy. Była to dla mnie niezapomniana podróż. Edynburg uwiódł mnie historycznym klimatem, niesamowitą architekturą (Walter Scott’s Monument, Calton Hill, Balmoral Hotel), a także grzecznością ludzi i zabawną odmianą angielskiego („See you on Freidey”). Poza tym jest to miasto literatury i pisarzy, co sprawia, ze miejsce to ma wiele warstw, realnych i narracyjnych.
Odwiedziliśmy ogród botaniczny, w którym karmiliśmy oswojone wiewiórki słonecznikiem. Kilka godzin spędziliśmy w National Museum of Scotland. Wieczorem z Calton Hill podziwialiśmy panoramę miasta. Bardzo podobała mi się także wizyta na zabytkowym cmentarzu, gdzie wszędzie kwitły żonkile. Zajrzeliśmy do wielu klimatycznych sklepików z książkami i ogromnego sklepu komiksowego z największą kolekcją mang, jaką widziałam w życiu. Najciekawszym momentem naszej wyprawy był jednak free walking tour, na którym mogliśmy usłyszeć o średniowiecznym życiu miasta, wiernym psie Bobby’m, miejscach, które zainspirowały Rowling do napisania Harry’ego Pottera i makabrycznych wydarzeniach z czasów polowań na czarownice. Przewodniczka opowiadała w tak plastyczny sposób, że miało się wrażenie, jakby te opowieści istniały nawet w czasach obecnych.
Gdyby nie deszczowa szkocka pogoda, Edynburg byłby miejscem, w którym chciałabym osiedlić się na stałe. Tymczasem jest dla mnie tym punktem na mapie, do którego pragnęłabym wracać co roku :).