Książka „Lizbona. Muzyka moich ulic” nie jest przewodnikiem turystycznym po portugalskiej stolicy. To osobisty opis miasta, wrażeń i wspomnień autora oraz jego codziennego życia w białym mieście nad Tagiem. To też podziękowanie miastu, które jak pisze autor, przyjęło go: bez szczególnego entuzjazmu, ale i bez najmniejszej wrogości, a to już bardzo dużo.
To, spośród nieograniczonej liczby, moja wersja historii jednego miejsca na Ziemi. Zaledwie chwila jego istnienia: siedemset dni twarzy, smaków, zapachów, dźwięków, nastrojów. Ciekawe, że jeśli dokładnie w tych samych dniach próbowałby portretować Lizbonę ktokolwiek inny, powstałaby całkowicie odmienna książeczka. – pisze Marcin Kydryński,
Książka, choć jest bogato zdobiona zdjęciami Marcina Kydryńskiego, nie jest też albumem fotograficznym. Fotografie uzupełniają subiektywny obraz Lizbony – pokazują mieszkańców, ciasne uliczki z licznymi klubami, plaże, budynki, festiwale, wreszcie ulicznych grajków. Sam autor we wstępie do książki wyjaśnia: Zdjęcia nie miały być ładne. Miały być inne, takie, jakich nie zobaczycie w żadnej książce o Lizbonie, a mam ich całą półkę.
Wątkiem, który spaja wędrówki dziennikarza po lizbońskich ulicach, jest bogata muzyka krajów języka portugalskiego.Ta muzyka ma w sobie szczególne światło, czułość, zmysłowość. Jak i miasto, które jest jej domem. To zatem podwójny portret. Obraz miasta na krawędzi Europy i muzyków, którzy każdego dnia nadają mu ton. – zapowiada na okładce książki autor.