Do Salem przyjeżdżam tuż przed Halloween. Straszące dynie wyglądają przez okna domów, na gankach wiszą czarownice, zjawy, upiory i wilkołaki – pisze Michał Cessanis. Olbrzymie owady i kraby wspinają się po elewacjach, a w sklepowych witrynach siedzą kościotrupy. W jednym z przydomowych ogródków w wannie leży zakrwawione ciało kobiety, w misce obcięta głowa, a olbrzymia pajęczyna oplata ogrodzenie. Za rogiem przyczaił się wampir. Co chwila oglądam się za siebie. Tak na wszelki wypadek…
To niewielkie amerykańskie miasteczko w stanie Massachusetts w Nowej Anglii założyli w 1626r. angielscy rybacy. Nazwę zaczerpnęli od hebrajskiego słowa szalom – spokój. Jednak w Salem spokojnie nie było. Wszystko przez zdarzenia z 1692 roku.
Zaczęło się od niewytłumaczalnych zachowań kilkuletniej Betty Parris, córki pastora i jego siostrzenicy Abigail Williams. „Wierzysz w czarownice?” – pyta głos w ciemnej sali Muzeum Czarownic przy Washington Square, w którym za chwilę poznam mrożącą krew w żyłach historię. „Dziewczęta rzucały się w szale, w napadach podobnych do epilepsji. Przerywały nabożeństwa, wykrzykiwały słowa w nieznanych językach, miały uczucie wbijania igieł w ciało, ciskały przedmiotami, chowały się pod meble. Sprowadzony lekarz nie znalazł żadnego uszczerbku na zdrowiu fizycznym dziewcząt, uznano je więc za opętane przez diabła” – słyszę. Twierdziły, że zaczarowały je żebraczka Sara Goods, stara kobieta Sara Osborne i murzyńska niewolnica, Tituba.
PRZECZYTAJ CAŁY TEKST I OBEJRZYJ GALERIĘ ZDJĘĆ