„Żadnej broni, narkotyków, dziecięcej prostytucji i gotowania w pokojach”. Napisy o takiej właśnie treści nie są rzadkością w większych i mniejszych hotelach w Phnom Penh – stolicy Królestwa Kambodży.
Miasto poza ścisłym administracyjnym centrum, gdzie znajdują się m. in budynki rządowe i Pałac Królewski, jest chaotyczne i zdecydowanie bardziej zaśmiecone niż Siem Reap. Panuje tu też zgoła inna atmosfera – to miasto, w którym dysproporcje społeczne są wyraźnie widoczne, a walka o przetrwanie zmusza wielu do sprzedania jedynej rzeczy, którą posiadają – własnego ciała. Do Phnom Penh dotarli Monika Galicka i Ryszard Jóźwiak. Przemierzają Indochiny by poznać tajemnice dalekowschodnich sztuk walki.
Dzień 9
Prostytucja jest w Kambodży, obok narkotyków i Aids, dużym problemem społecznym. Niestety dotyka ona również dzieci, które od najmłodszych lat świadczą usługi przede wszystkim dla turystów z Zachodu. Zatrzymując się w Phnom Penh na jedną noc i mając w programie standardowe punkty programu, większość grup zorganizowanych nie ma okazji przyjrzeć się nocnemu życiu stolicy. Uliczne centra masażu, bary i ciemne zaułki to miejsca, gdzie pomimo środków prewencyjnych i wysokich kar, proceder nadal się rozwija.
Nasz nieduży hotelik położony jest nieopodal Pałacu Królewskiego. Wzdłuż krętych uliczek ciągną się mini-markety, bary i restauracje. W południe upał jest nie do zniesienia – po zakwaterowaniu zostajemy w pokojach. Dopiero o 16.00 mamy spotkanie z Sekretarzem Generalnym Vovinam VVD Kambodża.
Sekretarz Generalny – pan Tep Chivaksokhom, nie mówi dobrze po angielsku, na spotkanie przybył jednak wraz ze swoim przyjacielem pełniącym rolę tłumacza. Oficjalnie Federacja Vovinam VVD Cambodia powstała dopiero w roku 2008 i na początku nie wzbudzała zbyt dużego zainteresowania. Jednak udział drużyny w Igrzyskach Azjatyckich (azjatycki odpowiednik Igrzysk Olimpijskich) i złote medale przywiezione do kraju wpłynęły na popularyzację tego systemu sztuk walki na gruncie lokalnym. Zarówno Federacja Laotańska, jak i Kambodżańska są w kwestiach merytorycznych i logistycznych wspierane przez Światową Federację Vovinam VVD z Ho Chi Minh City (Wietnam).
Spotkanie trwa około godzinę. Powoli ruszamy na główny Stadion w Phnom Penh. Tu weźmiemy udział we wspólnym treningu. Niestety z uwagi na obchody Nowego Roku i fakt, że wielu uczniów wyjechało z Phnom Penh do swoich rodzinnych wiosek, frekwencja jest niższa niż zazwyczaj. Pytając się o system treningów okazuje się, iż odbywają się one 6 razy w tygodniu (poniedziałek – sobota), dwa razy dziennie: rano od 5.30 do 7.30 oraz wieczorem od 17.00 do 19.00. Szkoła skupia obecnie ponad 40 Vo Sinh (uczniów), trenujących w 3 ośrodkach. Drużyna Narodowa Vovinam VVD Kambodża składa się z 17 osób : 11 mężczyzn i 6 kobiet. Wśród 3 instruktorów jest również jedna kobieta.
Po przybyciu na Stadion przechodzimy do części, w której odbywają się treningi. Warunki są mniej wysublimowane niż w naszych rodzimych klubach, ale to nie przeszkadza uczniom w treningach. Ustawiamy się w szeregu. Zaczynamy od tradycyjnego powitania i ukłonu „Le”. Nasz Mistrz – V.S Ryszard Jóźwiak jest poproszony o krótką przemowę i przeprowadzenie pierwszej części rozgrzewki. W części drugiej mamy okazję zobaczyć, jak trenują nasi koledzy z Kambodży i trzeba przyznać, iż ich możliwości motoryczne, gibkość i uwarunkowania akrobatyczne robią wrażenie.
Trening właściwy jest prowadzony przez naszego Mistrza. Zgodnie z niepisaną zasadą sportowego savoir vivre to gość proszony jest o przeprowadzenie treningu. Panuje miła i przyjazna atmosfera – nie tylko wzajemnie wymieniamy się doświadczeniami z zakresu sztuk walki, uczymy się od siebie i poznajemy tak elementy wspólne, jak i różnice, ale przede wszystkim mamy okazję obcować na zupełnie innym gruncie. Nie ma tu bariery turysta-autochton. Na treningu stanowimy jedną grupę, gdzie odmienność kulturowa, językowa, czy etniczna przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Klimat daje się nam we znaki – 2 godziny intensywnych ćwiczeń w przewiewnym, lecz pozbawionym klimatyzacji holu to wręcz nieludzki wysiłek dla niezaadoptowanego organizmu. Czujemy ogromne zmęczenie, nasz dzień się jednak jeszcze nie kończy. Po powrocie do hotelu, szybkim prysznicu i zmianie garderoby jesteśmy zaproszeni przez pana Sekretarza na wspólny obiad. Jak się okazuje w restauracji wita nas nie tylko sam Sekretarz Generalny, ale cała delegacja ludzi związanych z Vovinam VietVoDao Kambodża. Zaczyna się prawdziwa uczta – dziś na stole królują owoce morza.
Dzień 10
Jest 6 rano. Sen przerywają nam hałas i krzyki. Nie bardzo wiemy, co się dzieje. Chyba ktoś kogoś goni, ktoś ucieka. Kilkakrotne, mocne uderzenie w ścianę. Zza drzwi słyszymy, że interweniuje policja. Jak się później dowiadujemy, klient z pokoju obok nie zapłacił za „usługę” i to było powodem bijatyki.
Tuk tuk stawia się przed hotelem punktualnie o godzinie 10.00. Zwiedzanie zaczynamy od najdalej położonego miejsca – Choeung Ek, czyli jednego z ponad 300 pól śmierci na terenie Kambodży pochodzących z okresu reżimu Czerwonych Khmerów. Na Choeung Ek w wyniku chorób, głodu i egzekucji zginęło ponad 17 000 osób.
W ramach biletu wstępu są nam udostępnione odtwarzacze audio – rodzaj przewodnika wprowadzającego nas w tragiczną historię pól śmierci i reżimu Pol Pota. Doskonale złożony i nagrany materiał jest oparty nie tylko na datach i faktach, ale przede wszystkim na wspomnieniach i relacjach naocznych świadków tego okresu. W ciągu zaledwie 3 lat eksterminowano prawie 3 miliony ludzi, zmniejszając populację kraju o ponad 1/3.
Większość pawilonów i baraków kompleksu nie przetrwała – były to proste drewniane konstrukcje. Na ich miejscu znajdują się obecnie tabliczki, a zbiorowe groby otoczone są 15 centymetrowym betonowym krawężnikiem. W centralnym punkcie kompleksu wznosi się wysoki pomnik architektonicznie przypominający buddyjską stupę. Ma on przeszklone ściany i jest wypełniony ponad 5.000 ludzkich czaszek ułożonymi na piętnastu piętrach półek oraz kośćmi i ubraniami wydobytymi z masowych grobów. Natomiast z dachów pomnika patrzą się na nas podobizny boskiej garudy i potężnych nagów – istot rodem z mitologii hinduistycznej. Ci odwieczni antagoniści nie bez powodu zostali pokazani razem – wspólnie bowiem tworzą symbol pokoju i nie-agresji.
Do miasta wracamy około 13.00. Temperatura przekracza 35C i jest stanowczo za gorąco na dalsze zwiedzanie. Pozostałe zabytki zobaczymy po południu. Czas skryć się w przyjemnym chłodzie naszych pokojów. Późnym popołudniem ruszamy na spacer po administracyjnej części miasta. To tutaj znajduje się bajkowy kompleks pałacowy. Mieniące się w zachodzącym słońcu złote dachy świątyń i pawilonów królewskich robią ogromne wrażenie. Czas na krótką sesję zdjęciową.
Wraz z nastaniem mroku miasto nabiera innego kolorytu – mało interesujące i chaotyczne uliczki łagodnieją w blasku latarni i kolorowych lampionów. Restauracje i uliczne jadłodajnie powoli zapełniają się zmęczonymi upałem gośćmi. Powietrze przenika cała gama zapachów – od grillowanych mięs, bo aromatyczne wywary mięsne i tradycyjne khmerskie curry. Azję poznaje się zmysłami: wzrokiem, zapachem i smakiem. Wszystko czego doświadczamy pozwala nam poznać lepiej tak kulturę, historię, jak i głęboko zakorzenione tradycje danego regionu.
Jutro czeka nas kolejny przejazd autokarem – tym razem 6 godzin z Phnom Penh do Ho Chi Minh City, czyli Good Morning Vietnam!
tekst i zdjęcia: Monika Galicka