Od dwóch tygodni Monika Galicka i Ryszard Jóźwiak przemierzają Indochiny by poznać tajemnice dalekowschodnich sztuk walki. Przysyłają nam relacje ze swej niezwykłej relacji. Tym razem publikujemy opis ich pobytu w Sajgonie.
Dzień 11
Mekong Express wprawił nas w osłupienie: na początek „ludzkie” traktowanie bagażu, zrównoważona obsługa dość dobrze mówiąca po angielsku oraz ogólny porządek, którego dotąd zdecydowanie brakowało…
Przejazd autokarem z Phnom Penh do Sajgonu trwa około 6 godzin wliczając w to już procedury wizowe na granicy oraz półgodzinny postój. Tym razem nie ma tłoku, dodatkowych pasażerów, czy nadwyżki bagażu. Sam pojazd nie jest najnowszy, ale dobrze utrzymany – wreszcie siedzenia w rozmiarze europejskim. Dużo miejsca, działająca klimatyzacja, obsługa pilota rejsowego informującego na bieżąco o trasie. Kolejne miłe zaskoczenie – wspomniany pilot pomaga w odprawie paszportowej, dzięki czemu wszystko przebiega szybko i sprawnie. Co więcej, po dotarciu do HCMC lokalizuje nasz hotel i daje kilka bardzo praktycznych wskazówek.
Wietnam to jeden z tych krajów, które obok intensyfikacji rozwoju przemysłu i gospodarki przechodzą dynamiczną metamorfozę, swoisty „lifting” wizerunku miast. Nie zawsze są to zmiany na lepsze, widać natomiast silną rywalizację między Północą a Południem na linii Hanoi – Sajgon. Jeszcze kilka lat temu skłonna byłam podkreślać ład i porządek panujący w stolicy kraju, podczas gdy Ho Chi Minh przypominał chaotyczny twór sklejonych ze sobą dzielnic o bardzo różnym statusie ekonomiczno-społecznym.
Domy na palach oraz baraki zbudowane ze wszelkich możliwych i dostępnych materiałów były niemal nieodzownym elementem panoramy miejskiej, mocno kontrastującym z po-francuskim centrum. Teraz jednak sytuacja się odwróciła: podczas, gdy władze południowej metropolii inwestują w nowoczesny, czysty i zielony wizerunek miasta, Hanoi przypomina architektoniczne pole eksperymentalne, gdzie idea nie zawsze spotyka się w tym samym punkcie z urbanistycznym rozsądkiem. Brak planowania jest widoczny przede wszystkim w oddalonych od administracyjnego centrum dzielnicach, a wysokie ceny gruntów i niewielkie parcele są przyczyną powstawania kolejnych „dolepionych” kondygnacji do istniejących już budynków.
Nasz niewielki rodzinny hotelik położony jest w pierwszej dzielnicy. To tu skupiają się najważniejsze zabytki miasta z majestatyczną katedrą na czele, często nazywaną wietnamską Notre Dame. Dobrze rozwinięta baza noclegowa i infrastruktura turystyczna przyciąga rzesze turystów, nawet po sezonie. Spotkać tu można również wielu ekspatów, głównie z Australii i Europy. Jednym słowem – Sajgon to miasto „na styku kultur”.
Wizyta w Ho Chi Minh jest dla naszej wyprawy niezwykle istotna. Jest to bowiem niepodważalna stolica systemu Vovinam Viet Vo Dao. To tutaj znajduje się słynny To Duong – kwatera główna Wielkich Mistrzów Vovinam.
To Duong mieści się w niewielkim budynku zakupionym w latach 60’ przez federację Vovinam w Wietnamie Pd, wtedy też sprowadzono tam prochy Wielkiego Mistrza – Założyciela: Mistrza Nguyen Lock oraz jego popiersie. W latach 70’ zostało dobudowane jedno piętro. Od początku, w bardzo skromnych warunkach mieszkał tam Wielki Mistrz Le Sang. Dopiero w latach ’90 założono w niewielkim pokoiku Mistrza klimatyzację. Na utrzymanie i unowocześnienie To Duong składają się różne federacje zostawiając lub przesyłając niewielkie datki na utrzymanie tego swoistego „miejsca – symbolu”.
Obecnie szefem Tu Duong jest Mistrz Nguyen Van Sen. Co ciekawe To Duong działa niezależnie od światowej federacji Vovinam VVD, zachowując równowagę pomiędzy tradycją, a obecnymi tendencjami rozwoju tego systemu w kierunku ściśle sportowym.
Wchodzimy na górę. Na pierwszym piętrze odbywa się właśnie trening – wrócimy tu później aby również w nim uczestniczyć. Na drugim poziomie mieści się główne „dojo” Wielkich Mistrzów. Nie każdy może tu wejść, a zaproszenie nas tutaj to wyraz ogromnego szacunku i uznania dla naszej delegacji. Spotkanie odbywa się w podniosłej atmosferze. Pod koniec Mistrz Van Sen proponuje nam udział w treningu na co oczywiście z dużym entuzjazmem przystajemy.
Trening w To Duong to niezwykłe przeżycie. Kładzie się tu nacisk na tradycję sprzed reformy w 1975, innymi słowy można tu poznać klasyczne, a nie sportowe Vovinam VVD.
Jedziemy do hotelu. Jeszcze krótki spacer ulicami Sajgonu i zasłużony wypoczynek. Rano, o 5.30 czeka nas trening Noi Cong (rozwoju energii wewnętrznej) w jednym z największych parków miasta.
Dzień 12
5 rano. Wsiadamy do taksówki by w ciągu kilkunastu minut dotrzeć do parku Dam Sen. Tu czeka na nas grupa Viet Vo Dao Dzung Sunh praktykująca…
Grupę założono 13 lat temu. Skupia wokół siebie wszystkich pragnących utrzymać swe ciało i ducha w zdrowiu i dobrej formie. Ćwiczenia w parku odbywają się codziennie pomiędzy 5.00 a 6.00 rano i są oparte na Thieu Lam oraz Ving Tsun – chińskich systemach zaadoptowanych do potrzeb rozwoju wietnamskiego Noi Cong (rowój enerii „chi”) oraz Vo Khi (ćwiczenia z 18 tradycyjnymi broniami). Główną ideą treningu jest wzmocnienie i otwarcie kanałów energetycznych dzięki czemu poprawia się przepływ energii chi w organizmie, co z kolei ma wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie.
Płynność ruchu i witalność uczestników treningu wprawia w zachwyt, który jest tym większy, gdy dowiadujemy się, iż większość z nich to ludzie po 70.
To nie jest jedyna grupa ćwicząca w parku. Co chwilę mijamy ludzi uprawiających gimnastykę, jogging, chińskie tai-chi, czy po prostu decydujących się na poranny spacer.
Czas wracać. Po południu mamy umówione spotkanie z jednym z najważniejszych żyjących Mistrzów Vovinam – Wielkim Mistrzem Van Chieu, który jest jednocześnie Wiceprezydentem Światowej Federacji Vovinam.
Dom Mistrza mieści się w nieco oddalonej od centrum, starszej dzielnicy Sajgonu. Wedle słów naszego Mistrza Ryszarda sporo się tu zmieniło od czasu jego ostatniego pobytu. Okolica została uporządkowana, zburzono chaotyczną zabudowę, a na jej miejscu powstały niewielki, lecz estetyczne domy prywatne. Nasza kadra gościła u Mistrza kilkakrotnie. Zawsze było to wyjątkowe przeżycie. Takie jest i teraz. Wchodząc do środka wiemy, że spotykamy się z najwyższym i niekwestionowanym autorytetem z zakresie wietnamskich sztuk walk. Mistrz Van Chieu ma pogodną aparycję, choć jego kondycja uległa osłabieniu po niedawno przebytej chorobie.
W domu wita nas również jego córka Nha, która na stałe mieszka w Londynie. Mimo, że spotkanie miało być poświęcone współczesnej sytuacji Vovinam na świecie i w Polsce, obaj mistrzowie w rozmowie często wspominają miłe chwile, które spędzili razem w przeszłości. Nie chcemy przedłużać naszej wizyty i nadużywać gościnności gospodarza. Ryszard wręcza Mistrzowi Van Chieu drobny upominek w imieniu Związku Sportowego Vovinam i Wietnamskich Sztuk Walk.
Wieczór poświęcamy na eksplorowanie okolicy i lokalnych specjałów. Dodatkowym atutem naszej podróży jest to, iż mamy okazję poznawać tradycje kulinarne miejsc, które odwiedzamy.
Dzień 13
W ciągu kilku dni naszego pobytu w Sajgonie rzuca się nam w oczy specyficzna grupa turystów. Są to zazwyczaj mężczyźni w wieku 50+, których głównym celem pobytu w Wietnamie jest albo znalezienie „posłusznej azjatyckiej żony” lub oddanie się alkoholowej i narkotycznej rozrywce.
Jest godzina 13.00. Skrupulatnie przeglądamy menu w celu wybrania jakiś nowych potraw. Chcąc poznać tajniki kuchni Sajgony, za każdym razem wybieramy coś nowego. Przy stoliku obok rozgrywa się bardzo typowa scenka rodzajowa miasta: „turysta” siedzący przy piwie i spoglądający w dal rozmytym i błędnym wzrokiem bez skrępowania przygotowuje nowego skręta wyrzucając zieloną zawartość torebki na stół. To na pewno nie jest tytoń. Warto podkreślić, iż znajdujemy się w I Dzielnicy (uważanej za najbardziej ekskluzywną) tuż obok jednej z głównych ulic miasta.
My mamy jednak inne zajęcia: w planie spotkanie z Sekretarzem Światowej Federacji Vovinam oraz trening ze sportowcami Wietnamu Południowego, z których wielu należy do kadry narodowej kraju.
Wizyta z Sekretarzem – panem Vo DanhHai zaowocowała wywiadem z naszym Mistrzem Ryszardem, który już wielokrotnie pojawił się w lokalnej prasie oraz licznych publikacjach wietnamskich poświęconych rozwojowi Vovinam na świecie.
Trening z kadrą narodową, ćwiczącej pod czujnym okiem Mistrza Nguyen Hong Qui, to zaszczyt sam w sobie, którego nie każdy może dostąpić. Nasze uczestnictwo było wyrazem ogromnego szacunku do Mistrza Ryszarda oraz wielkiego wyróżnienia dla całej delegacji. Tu ćwiczą najlepsi z najlepszych prezentując nie tylko wysoki poziom techniczny, ale też szeroki wachlarz wszechstronnych umiejętności. Po wspólnej rozgrzewce zawodnicy przechodzą do swoich specjalizacji.
Nie możemy wyjść z zachwytu. Przez kolejne 2 godziny ze skupieniem obserwujemy i dokumentujemy przebieg treningu oraz widowiskowe quyeny z bronią i bez broni. To prawdziwa uczta dla naszych oczu. Sprawność fizyczna, elastyczność, zbalansowana miękkość i twardość ruchu oraz gracja, którą wykonywane są poszczególne ćwiczenia i układy wprawia nas w zachwyt. Opuszczając salę treningową żałujemy, że nie będziemy mogli powtórzyć tego doświadczenia.
To nasza ostatnia noc w Sajgonie. Przechadzając się po parku obserwujemy mniejsze i większe grupy ćwiczących zarówno różne sztuki walki, w tym tradycyjne, jak i inne sporty. Dbanie o kondycję fizyczną to tradycja kultywowana tu od tysięcy lat. Szkoda, że w Polsce nie jest doceniany ruch jako podstawa do dobrego samopoczucia oraz zachowania zdrowia i pogody ducha.
tekst i zdjęcia: Monika Galicka