Brugia w północno-zachodniej Belgii to najdziwniejsze miasto, jakie znam. Wywołuje we mnie zmieniające się, jak w kalejdoskopie, uczucia – pisze Wanda Szymanowska. Czasem zachwyca, momentami przygnębia do granic depresji połączonej z melancholią. Jednak cieszę się niezmiennie, kiedy tafia się okazja, by tam pojechać.
Najbardziej interesujące i nasycone zabytkami jest centrum. Samochód należy zostawić na podmiejskim parkingu i pójść na spacer. Zresztą nie da się inaczej. Uliczki są wąskie, a spacerujących, różnojęzycznych turystów – tłumy!
Raz po raz przejedzie dorożka.
Kto leniwy, może sobie wypożyczyć rower. To nie jest duży wydatek, bo zaledwie 7 – 8 euro na dzień. Zważywszy jednak, że jest to miasto pokus czekoladowych, lepiej chodzić pieszo. ,,Czekoladowe” sklepy są co krok i kuszą łasuchów wymyślnymi kształtami i smakami.
W sklepach klient traktowany jest jak gość, a nie klient i już w progu częstuje się go czekoladką. Gdyby pozostać w tym mieście tydzień i codziennie wejść do pięciu takich sklepów – kilogram na plus w biodrach, murowany! W sklepach ze słodyczami zachwyca mnie elegancja sprzedaży. Sprzedawczynie w białych, krochmalonych, staromodnych fartuchach, nabierają łopatkami wskazane łakocie i pakują ozdobnie.
Ale nie należy poprzestawać tylko na słodkim obżarstwie. Wszak miasto znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO – jest co oglądać, jest na czym oko zawiesić: koronkowo zdobiony ratusz, wieża Beffroi z miejską dzwonnicą, katedra Świętego Zbawiciela, bazylika Świętej Krwi, gdzie podobno znajduje się fiolka z krwią Chrystusa, kościół Najświętszej Marii Panny, no i oczywiście liczne muzea oraz wystawy.
Kiedyś marzyłam o tym, by studiować w prestiżowym, brugijskim Kolegium Europejskim. Teraz wpadam tu przypadkiem, po drodze, w odskoku od innych ważnych spraw.
Spaceruję wąskimi uliczkami z torebką czekoladek w garści, uskakuję z drogi przejeżdżającym dorożkom, oglądam stragany ze starociami nad kanałem, sklepy z pamiątkami wystrojone jak małe muzea, podziwiam misterne wykonanie sławnych koronek brugijskich, napawam się niepowtarzalną, jedyną na świecie, atmosferą miasta, wchodzę do brasserie ,,Vivaldi” na przekąskę, i… nadziwić się nie mogę, że w niewielkim oddaleniu znajduje się nowoczesna stolica Europy – Bruksela.
Łapię się na tym, że wpadłam w pętlę czasu: niby XXI wiek, ale tak jakoś zabytkowo i średniowiecznie wokół, jakby czas stanął w miejscu i nie chciał przyjąć do wiadomości nowej skomputeryzowanej rzeczywistości.
tekst i zdjęcia: Wanda Szymanowska
zdjęcie na głównej stronie: Wikipedia