Jestem na Zanzibarze. Żaden ze mnie wielki podróżnik, bo w Afryce jestem po raz drugi i to po raz drugi nie na kontynencie tylko na wyspie – pisze na swoim blogu dziennikarka Kinga Rusin. Miało wiać i miałam pływać na kajcie ale, jak to bywa z prognozami, nie zawsze się sprawdzają. Zamiast pływania jest zwiedzanie i duża lekcja pokory.
Kiedy człowiek, zmęczony kilkunastoma godzinami podróży prześpi drogę z lotniska do hotelu, a oczy otworzy dopiero na zanzibarskiej plaży będzie miał wrażenie, że oto znalazł się w Raju. Obłędny lazur wody delikatnie odcina się od błękitu nieba i cudownie kontrastuje ze śnieżnobiałym piaskiem. Można usiąść w cieniu rosnącej na brzegu palmy i zastygnąć w błogim bezruchu na wiele godzin. Jeżeli by nie ruszać się z hotelu taki obrazek zachowa się w pamięci do końca życia.
Jakże inaczej wygląda rzeczywistość za hotelowymi murami… Wzdłuż dwóch asfaltowych dróg biegnących po prawej i lewej stronie wybrzeża toczy się zwykłe życie. W ciągu zaledwie 10 lat Zanzibar prawie potroił liczbę mieszkańców, z których 90% żyje w skrajnym ubóstwie, bez prądu, kanalizacji czy nawet porządnego dachu nad głową.
Kliknij i przeczytaj cały tekst
tekst i zdjęcia: Kinga Rusin
źródło: kingarusin.bloog.pl