Ouarzazate to spokojne, niewielkie miasto położone cztery godziny jazdy od Marrakeszu. Przed wiekami było obowiązkowym przystankiem na trasie wielbłądzich karawan. Dziś to marokańskie Hollywood zwane Mollywoodem – pisze w „Rzeczpospolitej” Michał Cessanis.
„Gladiator”, „Mumia”,” Asterix i Obelix: Misja Kleopatra”, „Kundun”, „Siedem lat w Tybecie” – Khalid Mrani niemal jednym tchem wymienia filmowe hity. Tak, oglądał je. Ale nie to jest dla niego najważniejsze. – Grałem w każdym z nich – chwali się i bierze kolejny łyk słodkiej miętowej herbaty. Siedzimy w jednej z wielu knajpek w centrum Ouarzazate. Aktorami amatorami są też dwaj bracia Khalida. Do „Gladiatora” załapał się jako statysta także jego ojciec. Kogo grają? – Tłum. W szkole filmowej braliśmy lekcje, jak grać – uśmiecha się Khalid. Szkołę otwarto w Ouarzazate właśnie po to, by mieszkańcy mogli nabierać aktorskich szlifów. Z roku na rok jest coraz więcej chętnych do nauki.
Z filmowego przemysłu żyją tu wszyscy. Mieszkańcy (jest ich ok. 60 tys.) nie tylko są statystami, ale też produkują rekwizyty, dekoracje i szyją stroje. Wynajmują domy na obrzeżach miasta, w których zatrzymują się aktorzy i otwierają coraz więcej hoteli i pensjonatów dla turystów.
W trzech działających tu studiach filmowych powstaje rocznie sześć, siedem pełnometrażowych produkcji. Jeszcze więcej kręconych jest seriali. Poświęcone są głównie początkom chrześcijaństwa. Dlaczego właśnie w Maroku? – Rząd stworzył dla filmowców wiele ulg włącznie z możliwością wwożenia na teren kraju broni używanej w produkcjach – wyjaśnia mi Amine Tazi, menedżer włosko-amerykańsko-marokańskiego studia CLA.
Jednak zanim w mieście nazywanym Bramą Pustyni (leży na styku Sahary i gór Atlas), przez które wiódł legendarny szlak handlowy do położonego na terenie dzisiejszego Mali Timbuku, nastąpił filmowy boom, nakręcono tu m.in. „Lawrence’a z Arabii” (1962) zaliczanego do filmów wszechczasów, czy „Jezusa z Nazaretu” i „Gwiezdne Wojny” (1977). Z Ouarzazate związany jest też James Bond. To właśnie w Maroku powstawały sceny do 15. filmu o agencie jej królewskiej mości – „W obliczu śmierci” z Timothy Daltonem w roli 007.
– Ale całe miasto zagrało dopiero w filmie „Pod osłoną nieba” (1990), ekranizacji powieści Paula Bowlesa. Ouarzazate nie musiało udawać innego miejsca, bo akcja działa się w Maroku – opowiada Ali Marhoum, lokalny przewodnik oprowadzający mnie po Ouarzazate.
Kazba, która gra kościoły
W drodze do studiów filmowych zatrzymuję się najpierw w XVIII-wiecznej Kazbie Taourirt, dawnej siedzibie berberyjskiego wodza, paszy Marrakeszu Thami el Glawiego, w której mieszkał z bardzo liczną rodziną oraz służbą. Zachowały się tu stropy z cedrowego drewna, a na czerwono-różowych murach geometryczne desenie.
W niektórych oknach wciąż wiszą muszaraby zza których mieszkańcy kazby mogli niezauważeni obserwować, co dzieje się na zewnątrz. – Kazba grała w wielu filmach siedziby różnych wodzów, kościoły. I niektóre wnętrza w filmie „Siedem lat w Tybecie” z Bradem Pittem – wyjaśnia Ali Marhoum.
Naprzeciwko Taouritu znajduje się Muzeum Kina. Otwarto je oficjalnie w lipcu 2007 roku. Jednak już w 1981 roku urzędowali tu włoscy filmowcy. Zanim powstały oddalone o 5 km od Ouarzazate studia, na terenie dzisiejszego muzeum kręcono filmy i seriale o tematyce biblijnej (w latach 1993-2001 np. serial Biblia). Na niewielkim dwuhektarowym terenie do dzisiaj zachowało się wiele dekoracji – starożytne świątynie, więzienia, sale tronowe…
W wycieczce po muzealnych salach towarzyszą mi filmowe gwiazdy. Patrzą na mnie z afiszy i ze zdjęć (z autografami Catherine Deneuve, Nicolasa Cage’a czy Angeliny Jolie). W jednym z pomieszczeń zgromadzono filmowy sprzęt – kamery, stoły monterskie, taśmy filmowe. Jest też garderoba i magazyn kostiumów.
Biznesmen z duszą kinomana
Ale największą trakcją są trzy filmowe studia. Leżą zaledwie 5 kilometrów na północny-zachód od Ouarzazate. Prowadzi do nich wyasfaltowana droga wieczorami podświetlana lampami w kształcie pastorałów. Atlas Film Studios, CLA Studios i Kanzaman Studio zajmują łącznie ponad 700 hektarów pustynnego terenu.
Najstarszym studiem jest „Atlas” założony w 1983 roku przez marokańskiego biznesmena i miłośnika kina Mohameda Belghmi (majątku dorobił się otwierając pierwszą prywatną sieć hotelową w kraju). „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, „Królestwo Niebieskie”, „Kundun”, „Klejnot Nilu”, „Babel”, „Mumia” czy „Gladiator”, to zaledwie kilka z wielu produkcji jakie powstały m.in. w Atlasie.
Pierwszy rekwizyt jaki napotykam wchodząc do tego studia to odrzutowiec z „Klejnotu Nilu”, dalej jest tybetański klasztor z filmu „Kundun”, replika Zakazanego Miasta wykorzystywana w wielu produkcjach oraz egipski grobowiec z „Asterix i Obelix: misja Kleopatra”.
Są też ulice z czasów Imperium Rzymskiego, które stały się dekoracją dla serialu „Ben Hur” (2009). Nie są jednak w najlepszym stanie. Wiele z nich wymaga renowacji. – Ale dla nas to nie problem – zapewnia Ali Marhoum. – Właśnie skończyła u nas produkcję ekipa z Niemiec. Naprawianie dla nich dekoracji trwało dwa dni. Przecież w Maroku jest tak gorąco, że farba wysycha natychmiast.
Z Atlas Studios jadę 30 km poza Ouarzazate. Chcę zobaczyć jeszcze jedno ważne miejsce związane z filmem. Na trasie do Marrakeszu na skarpie otoczonej palmowym gajem położona jest osada Ajt Bin Haddu.
W 1987 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Dokładna data jej powstania nie jest znana. Wiadomo, że musiała już istnieć w XVI wieku i stanowiła ważny punkt wymiany handlowej. Dziś ksar Ajt Bin Haddu w większości stoi pusty, chociaż wciąż niektóre kazby są zamieszkane. Filmowcy wykorzystują ją jako plener. Nakręcono tu sceny do co najmniej kilkanastu produkcji. Ksar grał w „Gladiatorze”, pojawił się również w „Aleksandrze” i „Klejnocie Nilu”.
Gwiazdy filmowe i te na niebie
Dlaczego filmowcy postawili na Maroko? – Bo tu zawsze jest świetna pogoda, niebieskie niebo, słońce, gotowe plenery do zdjęć. Ale też niskie koszty produkcji – mówi Amine Taziz z CLA Studios, w którym obrazy kręcone są od 2005 roku (m.in. „Książę Persji: Piaski Czasu”, „Narodzenie”, serial „Gra o tron”).
Filmowcom pomaga marokański Rząd. Niemal od ręki otrzymują zezwolenie na filmowanie w plenerze, za kręcenie zdjęć w muzeach czy zabytkach płacą symboliczne kwoty, zwolnieni są z VAT-u, mogą też liczyć na zniżki w marokańskich liniach lotniczych. Co więcej, mogą na czas określony wwozić do Maroka broń i amunicję, która będzie użyta w filmach.
– Nie ma też problemu ze ściągnięciem do Ouarzazate znanych aktorów, bo nikt nie zakłóca im tutaj spokoju, mieszkańcy podchodzą do nich z życzliwością, nie ma wielu dziennikarzy ani paparazzi śledzących każdy ich krok – dodaje Amine Taziz.
Dla gwiazd (w Ouarzazate gościli m.in. Omar Sharif, Michael Douglas, Orlando Bloom, Hally Berry, Leonardo di Caprio i Russel Crowe) na czas produkcji wynajmowane są domy na obrzeżach Ouarzazate.
Ale aktorów można też spotkać w pięciogwiazdkowym hotelu Berbere Palace położonym w centrum miasta. W jego holu i rozległym ogrodzie poustawiane są fragmenty filmowych dekoracji. A goście mieszkają w luksusowych kilkupokojowych apartamentach.
– Bezpieczeństwa aktorów pilnują oczywiście ochroniarze – słyszę w recepcji hotelu. – Do Ouarzazate przylatują prywatnymi odrzutowcami, bo mamy tu międzynarodowe lotnisko.
Po całym dniu w filmowym świecie jadę popatrzeć na prawdziwe gwiazdy. Dżipem docieram do oddalonej o 15 km od Ouarzazate oazy Tiguirt w dolinie Fint. W obozowisku panuje już mrok. Kładę się na jednym z dywanów i patrzę w niebo. Tylu gwiazd nigdy w życiu nie widziałem.
Michał Cessanis, Rzeczpospolita, data publikacji: 14.12.2012