Dla aktorki Magdaleny Waligórskiej liczyła się tylko podróż w nieznane. Zdarzało jej się wsiąść w pierwszy pociąg, który czekał na dworcu. Nie wiedziała nawet czy zobaczy góry czy morze. Dziś ma samochód.
Czasem po prostu wyrusza przed siebie. Zupełnie spontanicznie. Zabiera namiot. Lubi spać w śpiworze na plaży. Za hotelami nie przepada. Z racji zawodu zbyt często musi spędzać w nich czas. Prywatnie woli agroturystykę.
Magdalena Waligórska ma duszę podróżnika. Od dziecka zwiedzała świat. Rodzice mieli biuro podróży.
Zdjęcia do dwóch seriali. „Ranczo”, „Na dobre i na złe”. Przygotowania do nowego przedstawienia „Raj” w Teatrze Rampa. Jest bardzo zajęta, ale wkrótce znajdzie cztery dni na wypoczynek w Beskidzie Sądeckim.
Często wyjeżdża z przyjaciółmi, koleżanką lub chłopakiem. Nieodłącznym towarzyszem wszystkich wypadów jest jej ulubieniec. Uroczy, mały psiak, Pan Kuleczko. Tak jak jego właścicielka lubi jeździć samochodem. Nie sprawia żadnego problemu. W każdym nowym miejscu grzecznie zasypia.
Zbliża się zima i Magda pewnie znów nie będzie siedzieć w domu. Wyruszała w ciepłe miejsca. Dwa lata temu była w Tajlandii. Wcześniej pluskała się w basenach w Stanach Zjednoczonych. Po powrocie z takich wakacji była jednak chora. Drastyczne zmiany klimatu jej nie służą. Teraz stara się wyjeżdżać w miejsca, gdzie może poczuć prawdziwą zimę. Niekoniecznie oznacza to narty.
– W tamtym roku wybrałam się w bardzo ciekawą podróż. Zimowy las, śnieg, płonące nocą pochodnie i konie. Wypoczynek w siodle okazał się doskonałym pomysłem – zdradziła aktorka.
Czym dla niej jest prawdziwe podróżowanie? Nie zamyka się w hotelach i klimatyzowanych autokarach. Chce zobaczyć rzeczywistość. Stara się wyłamać ze sztucznie stworzonej enklawy dla turystów. Wybiera się do miejsc, ludzi, klimatów. Z góry zakłada, że wszystko co ją spotka, będzie niesamowite. Pewnie dlatego żadna z jej podróży nie była nieudana. Nie wydaje wielkich pieniędzy. Wystarczy odpowiednio wcześniej poszukać tanich połączeń, skorzystać z informacji na stronach internetowych. Uważa też, że powinniśmy bardziej doceniać Polskę i jej potencjał.
– W Stanach zobaczyłam przewodnik turystyczny po naszym kraju. Byłam zaskoczona. Na okładce umieszczono zdjęcie łanów dojrzewającej pszenicy, wśród której tonął mały, poczerniały, zagubiony krzyż. Początkowo byłam bardzo wzburzona, że w taki sposób prezentuje się kraj posiadający wielu wybitnych ludzi, wspaniałe zabytki, architekturę, tyle wieków tradycji. Trochę trwało zanim dotarło do mnie, że Amerykanie dostrzegli to, co mamy najcenniejszego – powiedziała.
Czyste Mazury, lasy, jeziora, ryby, prawdziwy chleb, jajka. To według niej dziedzictwo, które trzeba chronić.
– Im jestem starsza tym wypoczynek w kraju sprawia mi większą przyjemność. Stałam się fanką wypoczywania w Polsce – dodaje na zakończenie.
tekst: Anna Boulakhenini
zdjęcia: archiwum prywatne