Podróżowanie jedynie we własnym towarzystwie jest bezpieczne, jeśli przestrzega się kilku podstawowych reguł. I jest znacznie ciekawsze, niż podróżowanie w grupie, gdyż pozwala bardziej zanurzyć się w życie lokalesów – pisze Regina Skibińska.
„Włóczyć się trzeba samopas, a grupowo uprawia się turystykę” – przeczytałam u Mariusza Wilka. Podróżując samotnie, znacznie uważniej się patrzy i zanurza w otoczenie, lepiej poznaje się odwiedzane miejsca, gdyż uwagi nie rozpraszają towarzysze podróży. Łatwiej też nawiązać kontakt z tubylcami, ponieważ grupa jest zawsze w pewien sposób samodzielną częścią zamkniętą, a człowiek samotny – zwłaszcza gdy jest kobietą – wzbudza u miejscowych ciekawość i instynkty opiekuńcze.
– Nie boisz się? – to jest nieśmiertelne pytanie, które zadają mi ludzie słysząc o tym, że gdzieś jadę sama. Trochę się boję. Tego, że gdzieś daleko od domu zachoruję, że jeśli zostanę okradziona czy napadnięta i pozbawiona pieniędzy, to będę skazana na pomoc nieznajomych. Obawiam się, że z pewnych atrakcji, jak dłuższe wycieczki górskie z odludnych terenach będę musiała zrezygnować ze względów bezpieczeństwa. I gdzieś tam czai się lęk, że gdy nie zachowam ostrożności, to stanie mi się coś złego. Ale przed tym staram się zabezpieczyć, przestrzegając podstawowych zasad bezpieczeństwa.
Nie boję się natomiast zanurzenia w inną kulturę i kontaktu wyłącznie z nieznajomymi – bo po to jadę w świat, a ludzi poznaje się na każdym kroku. Tego, że ktoś zrobi mi coś złego, bo to samo może mnie spotkać w Warszawie. Nie obawiam się, że w razie problemów będę sama z kłopotami, bo nieznajomi, zwłaszcza w społeczeństwach ubogich, są bardzo otwarci i chętni do pomocy.
Samotna kobieta w dalekim kraju
Coraz więcej kobiet podróżuje samotnie, niektóre z pasji, inne z konieczności – gdy dawni towarzysze podróży zmienili styl życia na osiadły, spłacają gigantyczne kredyty na mieszkanie, założyli rodziny, mają problemy z otrzymaniem urlopu. A podróż kusi… Gdy nie ma z kim jechać na wakacje, można zostać w domu, a można spróbować samotnej podróży. Coraz więcej osób ceni samotne podróże. To jeden ze sposobów na najlepsze poznanie świata.
Na forach internetowych znajdziemy mnóstwo dyskusji o samotnych podróżach kobiet, w sieci można znaleźć wiele blogów prowadzonych przez dziewczyny jeżdżące bez towarzystwa, a książką Marzeny Filipczak „Jadę sobie” o samotnej podróży po Azji parę lat temu zrobiła furorę.
Podróż najtrudniejsza jest na początku, kiedy trzeba pokonać lęk przed nieznanym. A potem jest już z górki.
Zaczynamy od kupna biletu. Gdy zainwestuje się w ten najdroższy element wyjazdu, szkoda się wycofać. Lecimy więc gdzieś daleko, a gdy lądujemy, musimy zrobić to, co robimy podróżując w grupie czy jadąc do Zakopanego – znaleźć nocleg. Mamy nocleg, to zaczynamy rozglądać się dookoła i dostrzegamy, że samotna podróż nie jest taka niebezpieczna, jak to się na początku wydawało. Do tego świat jest pełen backpackerów i ludzi otwartych na ludzi, więc bez problemu można nawiązać nowe znajomości.
Kobiety nie mają gorzej
Wbrew pozorom kobietom wcale nie jest trudniej podróżować niż mężczyznom. Niekiedy jest wręcz przeciwnie. W tradycyjnych społeczeństwach normy obyczajowe nakazują zaopiekować się samotną podróżniczką. Tam, gdzie mężczyzna musi radzić sobie sam, kobiety spotykają się z pomocą.
Czasem człowiek nawet chciałby być sam, a to okazuje się niemożliwe, gdyż wszędzie są ludzie szukającymi kontaktu z innymi. I pałający chęcią opieki. Wystarczy, że gdzieś się zatrzymam i zacznę rozglądać, a już pojawia się ktoś chętny do wskazania drogi czy udzielenia gościny we własnym domu.
Z takimi propozycjami trzeba jednak uważać, a na pewno nie warto przyjmować ich od samotnych mężczyzn. Jeśli ktoś proponuje nam nocleg, przed podjęciem decyzji warto poznać jego rodzinę, szczególnie zaś kobiety z tej rodziny. Ostrożność trzeba zachować także przy korzystaniu z ofert podwiezienia, problemy z molestowaniem zdarzają się nie tylko przy podróży autostopem, ale także w taksówkach. W wielu miejscach na świecie samotna kobieta uchodzi za poszukiwaczkę przygód erotycznych i gdy tylko czujemy, że pojawia się powód do niepokoju, trzeba natychmiast jasno i czytelnie, choć uprzejmie, postawić granice. Najczęściej wystarczy stanowcze „nie”, żądanie zatrzymania samochodu czy zwrócenie się po pomoc do kogoś nieznajomego.
Gdy pogadać nie ma z kim
Wyruszenie samopas z domu nie oznacza samotnego podróżowania. Ludzi spotykamy wszędzie, a samotny turysta łatwiej zawiera znajomości niż osoba podróżująca w grupie. Grupa – nawet tylko dwuosobowa – stanowi zamkniętą całość i obcej osobie trudniej jest wtedy zagadać. Zaś samotny turysta nie ma wyjścia i musi spytać o drogę, o nocleg.
Odruchowo wyszukujemy też podobnych do siebie. W drodze spotykamy nie tylko tzw. lokalesów, ale także innych podróżników. Często także samotnych. Jest z kim wymienić się informacjami czy porozmawiać na poważniejsze tematy. Czasem z takich znajomości powstają wieloletnie przyjaźnie.
W hostelach, małych miejscowościach z dużymi atrakcjami turystycznymi, w informacji turystycznej, na dworcu – tam spotykają się wędrowcy i pomagają sobie wzajemnie, działają nieformalne giełdy informacji.
Można również przyłączyć się na jakiś okres do innej podróżującej samotnie osoby czy tez grupy i każdy etap robić z innymi osobami. Ma to tę zaletę, że nie pozbawia niezależności. Gdy towarzystwo nam nie pasuje – rozstajemy się i idziemy w swoją drogę. A z drugiej strony łączenie się z kimś na jakiś etap podróży pozwala obniżyć koszty czy zwiększyć poczucie bezpieczeństwa. Gdy na Zachodnim Brzegu chciałam wykąpać się na plaży zdominowanej przez Arabów w Morzu Martwym, towarzystwo przypadkowo poznanej Szwedki poprawiło mi poczucie komfortu. Z kolei gdy przemieszczałam się przez Jawę, dołączyłam do międzynarodowej grupy backpackerów, dzięki czemu dzieliliśmy się kosztami przejazdu.
Nie zawsze jest sielankowo
W podróżny zawsze jest ciekawie, ale nie zawsze jest łatwo. A samotne podróżowanie generuje dodatkowe trudności. Zmęczenie, zły humor, zmiana czasu. Czasem chciałoby się zrzucić na kogoś zorganizowanie noclegu czy znalezienie transportu, a nie ma na kogo.
Samotne podróżowanie generalnie jest droższe niż jeżdżenie z grupą czy we dwie osoby. Chcemy wynająć auto – nie ma z kim podzielić kosztów. Mamy pomysł na wycieczkę – dla jednej osoby nikt jej nie zorganizuje. Do tego pokoje jednoosobowe są droższe niż miejsce w dwójce, ale temu można zaradzić, decydując się na nocleg w dormitoriach czy korzystając z couchsurfingu.
Najwięcej wątpliwości rodzi kwestia bezpieczeństwa. Sama, daleko od domu – wyobraźnia podpowiada najgorsze: porwania, zabójstwa, rabunki, gwałty, molestowanie. Obawy zazwyczaj są przesadzone. Świat jest dużo bezpieczniejszy niż nam się wydaje, gdy siedzimy wygodnie w naszych domach przed telewizorami. Większość krajów do których się wybieramy, jest bezpieczniejsza od Polski, a resztę podpowiada nam wyobraźnia. Pomaga uświadomienie sobie, że tam, gdzieś daleko, też są ludzie: często dobrzy, otwarci, serdeczni i życzliwi.
Zawsze jednak, gdy jest się samotnie podróżującą kobietą, trzeba zachować zwiększoną ostrożność. Niebezpieczne są nocne imprezy w towarzystwie nieznajomych, jazda autostopem, wypuszczanie się w rewiry cieszące się złą sławą, picie alkoholu z nieznajomymi.
Do podróży trzeba się dobrze przygotować, z uwzględnieniem specyfiki miejsca, do którego jedziemy. W wielu przewodnikach, m.in. Lonely Planet, znajdziemy specjalne rozdziały poświęcony podróży kobiet. Na świecie są miejsca, gdzie można wypuszczać się bez obaw, gdyż samotnej turystki nikt nie zaczepi – do bezpiecznych z tego punktu widzenia rejonów zalicza się np. Azja Południowo-Wschodnia. Z kolei na Bliskim Wschodzie i krajach Morza Śródziemnego samotna podróżniczka – nawet gdy nie jest młodą i atrakcyjną blondynką – narażona jest na zaczepki, a często też molestowanie. Jeśli chcemy uniknąć nadmiernego zainteresowania ze strony panów, powinnyśmy zadbać o odpowiedni strój, najlepiej konserwatywny, luźny, z rękawami i długimi nogawkami, czasem warto też zasłonić włosy.
Kilka praktycznych porad
Wyjeżdżając samotnie, trzeba szczególnie uważnie pilnować pieniędzy i dokumentów, w razie ich kradzieży nie będzie bowiem od kogo pożyczyć pieniądze na dojazd do konsulatu. Ja trzymam pieniądze w kilku miejscach: najgrubszą walutę, karty kredytowe i paszport chowam do wewnętrznego paska, który trzymam pod paskiem od spodni, drobniejsze pieniądze mam pod ręką w portmonetce albo w kieszeni. Gdy idę na plażę, wartościowe rzeczy deponuję w hotelu albo… ryzykuję i zostawiam je na plaży, tyle że nie odpływam zbyt daleko, żeby mieć cały czas oko na pozostawiony na brzegu dobytek. Ze świadomością, że to jest duże ryzyko.
Paszport skanuję i wysyłam mejlem sama do siebie. Dzięki temu łatwiej mi będzie wyrobić sobie nowy, jeśli ktoś pozbawi mnie tego dokumentu.
Prowadzę bloga i jestem w kontakcie mejlowym z rodziną i znajomymi z Polski, którzy zawsze wiedzą, dokąd się wybieram. Być może jest to przesadna ostrożność, ale przez jakiś czas zajmowałam się poszukiwaniem osób zaginionych i wiem, że zdarzają się sytuacje, gdy Polak znika bez śladu w odległym kraju, a jego bliscy nie mają pojęcia, w którym rejonie go szukać.
W książce telefonicznej w telefonie komórkowym, a także na kartce w kieszeni i w widocznym miejscu w przewodniku wpisuję numer ICE, czyli numer telefonu, pod który należy dzwonić w razie, gdyby mi się coś stało. Jako osobę do kontaktów warto podać kogoś znającego angielski, odpornego nerwowo i zaradnego, który będzie wiedział, co zrobić z otrzymaną informacją.
zdjęcia: Regina Skibińska