Biura podróży zasypują nas letnimi ofertami rodzinnych wyjazdów. Czy rodzice muszą zrezygnować z realizowania swoich pasji wioślarskich, żeglarskich, czy motorowodnych, kiedy na świat przychodzą dzieci?
Szukając odpowiedzi na to pytanie dotarliśmy do osób, których celem jest żeglarskie i morskie wychowanie młodzieży, czyli do Fundacji Ocean Marzeń. Według nich rejs z dzieckiem jest jak najbardziej możliwy. Najważniejsze to dobrze go zaplanować.
Portal NaWalizkach.com.pl rozmawia z Anną Martą Brengos – członkiem zarządu fundacji Ocean Marzeń.
NaWalizkach.com.pl:
Czy zabieranie dzieci na rejs to dobry pomysł?
Anna Marta Brengos:
Nawet świetny.
NaWalizkach.com.pl:
A czy to nie jest niebezpieczne?
Anna Marta Brengos:
Bezpieczeństwo dzieci nad wodą zależy przede wszystkim od wyobraźni i odpowiedzialności dorosłych. Zapałki w ręku dziecka to pożar, a dziecko nad wodą to czujni rodzice. Jednak żywiołów ani ognia, ani wiatru i wody nie należy się bać. Należy je szanować, czuć przed nimi respekt, uczyć się je rozumieć, ale strach jest tu zbędny – oczywiście, przy zachowaniu zdrowego rozsądku i podstawowych zasad bezpieczeństwa.
Wszyscy czujemy się pewniej, kiedy dzieci są zabezpieczone sprzętem asekuracyjnym. Nie mam tu na myśli dmuchanego kółka, ani popularnych przy nauce pływania rękawków – są one dobre w czasie zabaw przy brzegu. Będąc na wodzie dziecko powinno być ubrane w atestowaną kamizelkę asekuracyjną, dobraną do masy ciała i wzrostu, a także odpowiednio zapiętą.
NaWalizkach.com.pl:
Kiedy można zacząć? Ile dziecko powinno mieć lat, żeby można je było zabrać na wodę?
Anna Marta Brengos:
Odpowiedź brzmi tak: dziecko można zabrać ze sobą na wodę, kiedy rodzice do tego dorosną. Znam takich, którzy w czasach „przedpampersowych” żeglowali z oseskiem. Nie było Gerbera – mama karmiła piersią, a pieluchy suszyli nad ogniskiem. Teraz sprawa jest o tyle prosta, że w każdym mazurskim sklepie można dostać produkty przeznaczone dla dzieci, w każdym porcie jest dostęp do ciepłej wody, a na nowszych jachtach mamy nawet ogrzewanie.
Oczywiście jedno z rodziców jest przy sterze, a drugie przy maluszku (i wcale nie musi się to odbywać zgodnie z tradycyjnym podziałem ról), ale nie rezygnują ze swoich zamiłowań do żeglarstwa. Ze starszymi dziećmi całkiem nie ma obaw, jeśli nauczymy ich bezpiecznego zachowania się na pokładzie. Dobrze jest, kiedy przyswoją sobie i będą stosować zasadę „jedna ręka dla siebie, druga dla jachtu”. Jeśli nasze dziecko jest wyjątkowo ruchliwe przydadzą się tak zwane szelki bosmańskie. Kosztują około stu złotych, a podnoszą bezpieczeństwo.
NaWalizkach.com.pl:
A co, jeśli będzie burza?
Anna Marta Brengos:
Tak naprawdę, to dzieciaki nie boją się burzy, jeśli nie widzą paniki dorosłych. Przecież to piękne i fascynujące zjawisko. Stoimy w bezpiecznym porcie, dobrze przycumowani, przytulamy syna, czy córkę i pokazujemy mu iluminację na niebie podkreślając piękno tego spektaklu. Oczywiście, tym bezpiecznym porcie musimy się w porę znaleźć. Oznacza to, że w czasie pływania powinniśmy kontrolować niebo. Ono ma zwyczaj wcześniejszego ostrzegania o swoich niecnych zamiarach, trzeba tylko śledzić, co się na nim dzieje i odpowiednio wcześnie reagować schronieniem w porcie, albo choćby wpłynięciem w trzciny. Jeśli nie mamy zaufania do swoich zdolności przewidywania pogody, wyręczą nas w tym meteorolodzy.
W każdym porcie, w kapitanacie, sklepie ze sprzętem żeglarskim, a nawet w tawernach, na widocznym miejscu wywieszone są wykresy pogody na najbliższą dobę. Łatwo z nich wyczytać siłę wiatru, zachmurzenie, czy inne ostrzeżenia. Polecamy również wykupienie abonamentu na sms-owe komunikaty meteo. Jest to bardzo niewielki koszt – około sześciu złotych na tydzień, a dwa razy dziennie przychodzi do nas informacja, czy mamy sięgać po krem do opalania, czy raczej przygotować sztormiaki. Sms z ostrzeżeniem, niezależnie od regularnej informacji, przychodzi również, kiedy w nasze rejony nadciąga front burzowy. Proponuję nie lekceważyć tych sygnałów. Podobnie jak systemu świateł wczesnego ostrzegania, jakie zainstalowano na Mazurach.
Kiedy zwiększa się częstotliwość ich migania, bez względu na to, czy mamy dziecko na pokładzie, czy nie refujemy żagle, albo uciekamy do portu. A już całkiem nie wyobrażam sobie, żeby zlekceważyć bezpośrednie ostrzeżenia WOPR-u. Coraz częściej, kiedy zbliża się wyjątkowo silny front, ratownicy opływają motorówkami cały akwen, nadając przez megafony komunikat o zagrożeniu. Nie narażajmy ich później na stawianie czoła niebezpieczeństwu, tylko stosujmy się do ich zaleceń.
NaWalizkach.com.pl:
Ustaliliśmy już, że rodzinne pływanie przy zachowaniu zdrowego rozsądku jest bezpieczne, a czy ma inne zalety?
Anna Marta Brengos:
Przecież to jest dla nas czas wypoczynku i relaksu. Jeśli rejs jest dobrze przemyślany może stanowić wspaniały okres nie tylko zabawy, ale i cementowania rodziny. Pływając razem stanowimy załogę. Przydzielenie dziecku obowiązków na pokładzie nie tylko zapobiega nudzie, ale decyduje o tym, że nasza pociecha czuje się współodpowiedzialna za rejs. Jeśli jeszcze do tego w sprzyjających warunkach atmosferycznych i pod naszym dyskretnym, ale czujnym nadzorem oddamy w dziecięce ręce ster i „komendę”, czyli „życie i zdrowie” okazujemy mu zaufanie i rozwijamy poczucie odpowiedzialności nie tylko za łódkę, ale za rodzinę.
NaWalizkach.com.pl:
Czy dzieci nie nudzą się w czasie pływania?
Anna Marta Brengos:
Proponowałabym będąc z dziećmi skrócić dobowe przeloty, gdyż percepcja naszych pociech nie jest nastawiona na długotrwałe siedzenie na pokładzie.
Wybierając się rodzinnie na wodę pomyślmy, czym można zająć małych, kiedy duzi mają swoje zajęcia, gdy pogoda nie sprzyja, albo wieczór zaczyna się dłużyć. Na każdym jachcie znajdzie się na pewno miejsce na książeczki, kolorowanki, czy kilka gier świetlicowych, jest to również okazja do poćwiczenia dziećmi wiązania węzłów, co zawsze się przydaje. Na lądzie jest tyle ciekawych okazów przyrody, a przy brzegu można zbierać kamyki i muszelki.
Dobrym rozwiązaniem jest pływanie w kilka rodzin. Wtedy każde pokolenie ma kompanów dla siebie, a „dyżury przy dzieciach” można tak zaprogramować, żeby wszyscy mieli szansę na odpoczynek. Jeśli do tego każda rodzina będzie pływała osobnym jachtem, zapewni sobie wewnętrzną intymność, nie rezygnując ze spotkań towarzyskich. Na czas przelotów można przecież wymieniać się załogami, a nawet urządzać regaty mamy contra tatowie, rodzice na dziadków, czy dzieci na rodziców (oczywiście, kiedy na pokładzie z dziećmi jest odpowiedzialny dorosły). Rozrywek na wodzie może być mnóstwo. Zdarza się na przykład, że na pokładzie jest prowadzona przez dzieciaki hodowla ślimaków – wszystko zależy od kreatywności.
NaWalizkach.com.pl:
Czy żeby żeglować z rodziną trzeba mieć jakieś uprawnienia?
Anna Marta Brengos:
Na małych jednostkach (do 7 metrów) nie są wymagane, jednak na kursie zdobywamy umiejętności i praktykę, które są niezbędne dla bezpieczeństwa naszych bliskich, kiedy stajemy za sterem. Nasza Fundacja proponuje takie rozwiązanie, kiedy rodzice mogą zdobywać patenty żeglarskie bez konieczności zaniedbania w tym czasie rodziny. Dzieci nie dość, że sekundują, kiedy mama czy tata się szkoli, to jeszcze mają w tym swój udział. „Patent z Rodziną” to propozycja, która ułatwi zdobycie kwalifikacji i uprawnień dorosłym, a jednocześnie nie wyeliminuje ich na czas kursu z życia rodzinnego. Kiedy rodzice ćwiczą zwroty i podejście do boi, animatorzy zajmują się dzieciakami i przysposabiają je do pomocy w czasie manewrów.
NaWalizkach.com.pl:
Zdarza się, że ktoś zdobył już patent, ale nie czuje się na tyle pewny swoich umiejętności, żeby samodzielnie zabrać na pokład najbliższych. Co wtedy?
Anna Marta Brengos:
Istnieją dwa rozwiązania: pierwsze, to zatrudnienie doświadczonego skippera, drugie, zmierzające do usamodzielnienia się, to podnoszenie własnych umiejętności przed samodzielnym wypłynięciem na rodzinny rejs. Chętnie przyjmiemy na kursy doszkalające, zarówno indywidualnych żeglarzy, jak i tych, którzy chcą żeglować z rodziną. Nabranie pewności siebie i zaufania do własnych umiejętności jest warunkiem koniecznym uprawiania tej formy rekreacji, jaką jest żeglarstwo.
NaWalizkach.com.pl:
Dlaczego Państwa Fundacja podejmuje takie działania?
Anna Marta Brengos:
Prowadząc zewnętrzne szkolenia nie tylko przyczyniamy się do podniesienia bezpieczeństwa wszystkich pływających, ale równocześnie organizując kursy komercyjne pozyskujemy fundusze na rejsy dla naszych podopiecznych, czyli dla dzieci i młodzieży z Rodzinnych Domów Dziecka. Uczestnicy naszych szkoleń i rejsów komercyjnych samemu dobrze się bawiąc wspomagają realizację programu wychowawczego opartego na etyce i etykiecie żeglarskiej dla tych, którzy nie dość, że już wiele w życiu wycierpieli, to nadal zmagają się z wykluczeniem społecznym. Im więcej osób zachęcimy do szkoleń u nas, tym więcej dzieci z Rodzinnych Domów Dziecka wypłynie w swój pierwszy, wymarzony rejs. Nie wykluczone, że któregoś dnia wszyscy spotkamy się na wodzie.
Patent z Rodziną
Zapraszamy do udziału w programie „Patent z Rodziną” – informacje na stronie:
http://www.oceanmarzen.org.pl/index.php/eglarze-dzieciom/patent-z-rodzin
Kursy doszkalające:
http://www.oceanmarzen.org.pl/index.php/eglarze-dzieciom/kurs-doszkalajcy-dla-eglarzy
Kobiety z dziećmi (albo same) – rejs „Baba na Pokładzie”
https://www.facebook.com/events/307534039334731/
Fundacja Ocean Marzeń została powołana w maju 2011 roku po to, żeby młodzież z Rodzinnych Domów Dziecka, Państwowych Domów Dziecka, rodzin adopcyjnych i środowisk zagrożonych oderwać od jej zaklętego kręgu traumatycznych przeżyć z przeszłości i dostarczyć im nowych doznań, pokazać szerszy kawałek świata, rozwijać ich horyzonty.
A wszystko to na bazie żeglarstwa, które wykorzystując najlepszą praktykę, stanie się dla nich kuźnią nowych postaw; w kontaktach z innymi członkami załogi nauczy ich pracy zespołowej i odpowiedzialności za innych; w kontakcie z żywiołami wiatru i wody wyzwoli samodzielność i umiejętność przewidywania skutków własnych poczynań.